„Obywatele mają prawo czuć się zaniepokojeni”- Komorowski nagle się obudził, komentując sprawę podsłuchów i rozpierduchy w rządzie. Okazuje się, że spał nie tylko na spotkaniach. Jeżeli nie spał to gdzie był od roku? Wówczas przecież, dokładnie 14 czerwca, po tym jak tygodnik "Wprost" opublikował stenogramy nielegalnych nagrań, wybuchła tak zwana afera podsłuchowa. Wywołała ona polityczne trzęsienie ziemi i spowodowała wyraźny spadek notowań rządu Donalda Tuska. W normalnym państwie nawet żyrandolowy prezydent powinien zrobić wszystko, by zmieść z powierzchni ziemi skompromitowanych decydentów. Istnieje jednak inna możliwość. Tusk zabrał prezydentowi telewizor, telefon komórkowy oraz inne źródła informacji. Umożliwił za to dostęp do systemowej prasy typu „Gazeta Parkowa” czy „Twój Chorzów” i dlatego prezydent dowiedział się o podsłuchach dopiero teraz po przegranych wyborach. Po kiego grzyba cały ten BBN. Na tych spotkaniach gra się chyba w bierki, albo w rozbieranego pokera. To do Bredzisława pasuje, przecież „król jest nagi”. Państwo w którym dochodzi do podobnych numerów jest nic nie warte. W tym jednak momencie nie uważamy działania osób, które nagrywały za przestępstwo. Ci ludzie powinni zostać okrzyknięci bohaterami, gdyż działali w stanie wyższej konieczności. Nagrania pokazały totalny rozkład naszego państwa, wobec czego fakt ten należy uznać za rację stanu.
Sam fakt nagrania najważniejszych ludzi administracji państwowej i rządowej to klęska BOR-u oraz ABW. Treść nagranych rozmów nie pozostawia złudzeń co do patologicznego charakteru sprawowanych rządów. Naszym skromnym zdaniem w podsłuchy zaangażowani byli funkcjonariusze z jednej ze służb, którzy mając wiedzę o gangrenie drążącej naszą ojczyznę nie mogli z tą wiedzą nic zrobić. Sam Tusk będąc jeszcze premierem próbował sprawę marginalizować. Bredził, że wszyscy podsłuchani to osoby poszkodowane. Kiedy na światło dzienne wychodziły coraz to nowe nagrania robił "jednoznaczne dygresje" do udziału Rosji. Cała ta podsłuchowa karuzela przypomina „gangsterski walc” w wykonaniu czelotki Milera. Sprawujący dziś władzę zachowują się podobnie jak kilkanaście lat temu funkcjonowali rządzący o czerwonych podniebieniach. Wówczas to funkcjonariusze CBŚ przekazali prasie informacje o aferze starachowickiej w której brał udział minister, poseł oraz Komendant Główny Policji. Wtedy też jedna afera goniła drugą. Dziś ponownie, rządzący siedzą w tym gównie po szyję. I nie chodzi tu o jakieś drobne na fajki. Weźmy takie górnictwo. Tam gra toczy się o setki milionów złotych. „ Czy służby specjalne zajmują się aferami w górnictwie? – Do jesiennych wyborów stoimy „z bronią u nogi”. Szafy są pełne materiałów o węglowych przekrętach, ale po co ruszać to partyjne gówno? – mówi oficer CBA”. Drodzy Czytelnicy jak myślicie o jaką partię chodzi?.
Według naszych informacji szafy wszystkich służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo i porządek publiczny pełne są informacji o nadużyciach władzy wszystkich szczebli. Są pełne, ale nie można z nimi nic zrobić. W przypadku CBA wygląda to tak, że każda informacja wędruje do centrali w Warszawie. Tam otrzymuje status - „do realizacji” lub „do kosza”. Te „do kosza” związane są z platformersami lub tymi, z którymi kręcą lody. Informacja ta pochodzi wprost od funkcjonariuszy tej formacji. Urastający do miana „Wodzireja Rzeczpospolitej” Falenta przyznaje w licznych wywiadach, że spotykał się z funkcjonariuszami CBA i informował ich o przestępstwach, o których dowiedział się w czasie prowadzenia swoich interesów. Informuje między innymi, że funkcjonariusze zamierzali wszcząć śledztwo przeciwko politykowi PO, ale nie dostali zgody z centrali. "Była odmowa, ta odmowa jest w aktach CBA".
Podobnie działa prokuratura, gdzie ci pożal się Boże państwowi urzędnicy otwarcie deklarują swoje sympatie. Po co prokurator ma się męczyć, coś przed sądem udowadniać. Lepiej umorzyć. Prokuratorzy też mają przecież rodziny. Brat potrzebuje na przykład mieszkania, a wuj szuka dobrej posady. „Jeśli ktoś ma przynajmniej 90 IQ, to rozumie, że prawo karne, policja, prokuratury, sądy i więzienia mogą ograniczać niektóre problemy, ale raczej świata nie zbawią, a kiedy nabierają nadmiernego politycznego znaczenia, łatwo mogą rozwalić państwo prawa, zabrać obywatelom dużą część elementarnych swobód i zniszczyć demokrację”. Jak w tym kraju ograniczyć złodziejstwo i korupcję skoro o sposobach walki z patologią decydują sami zainteresowani ? O powadze problemu i ludzkich przemyśleniach niech świadczy wypowiedź wiekowego działacza związkowego, który stwierdził: „problem politycznych gangsterów można załatwić rozpalając piece w Oświęcimiu”. Ta wypowiedź nas zdruzgotała.
Przegrana Komorowskiego spowodowała zmianę frontu przez niektóre media. Nie mamy tu na myśli stacji TVN, która w tygodniu poprzedzającym druga turę wyborów stała się jawną tubą Bredzisława. Peanom na temat obecnego jeszcze prezydenta nie było końca. Zupełnie tak jak na blogu słońca parku, który bredził, bredził, bredził jak to wspaniale się dzieje w jego prywatnym ranczo. Tak się dobrze działo, że go jak mówi Kiepski „wydupcyli”. Myślimy, że podobny los czeka klakierów z TVN. Stację tą kupili Amerykanie, dla których wolność i rzetelność mediów jest świętością. Tym bardziej jak się dowiedzą, że oglądalność programów informacyjnych spadła o blisko dwadzieścia procent szybko zrobią porządek. My jednak chcieliśmy się skupić na Gazecie Wyborczej. Według informacji wieloźródłowej spadek sprzedaży dziennika wynosi ok. 19%. Nie ma się czemu dziwić. Dziennik ten podobnie jak TVN to tuba układu rządzącego. W wydaniu lokalnym to zwykła korupcja polityczna. Polega ona na zakupie ogłoszeń i reklam przez lokalne samorządy. W zamian redaktorzy odpowiedzialni za publikowane treści cenzurują przekazywane informacje dotyczące przekrętów lokalnej władzy. Spotkaliśmy się z sytuacjami, gdzie dysponowaliśmy pełną dokumentacją. Wystarczyło jedynie zebrać komentarz osób występujących w sprawie. Odpowiedź była dla nas zadziwiająca : „Nikt mi tego nie puści”. Jakież było nasze zdziwienie, że niejaki Jedlecki czy Pietraszewski pojawili się na bilbordach w różnych miastach zachęcając do informowania o przekrętach władzy lokalnej. Wzorem platformianych towarzyszy dostali chyba tym razem zatwardzenia i zrozumieli, że naród nie jest głupi i potrafi rozróżnić rzetelne dziennikarstwo od wazeliny. Robienie ludziom wody z mózgu oznacza za chwilę Kuroniówkę.
Wracając na koniec do Godlewskiego uważamy, że następcę czeka bardzo trudne zadanie. Kulisy odwołania słońca parku wskazują na totalne „ściemnianie”. „Urząd marszałkowski też specjalnie nie komentuje sprawy. - Zakończył się po prostu pewien etap. Dziś szukamy nowej wizji, nowego pomysłu na Park Śląski - powiedział nam Artur Madaliński, rzecznik urzędu marszałkowskiego.” Opowiastki typu „prezes dezinformował marszałka” można wciskać Tomczykiewiczowi, który „chronił” ignoranta przed rzetelnym rozliczeniem. W Warszawie zmądrzeli i Tomczykiewicza z wiceministra posłali na zieloną trawkę. Zgodnie z „zasadą domina” na zielona trawkę posłany został w końcu Godlewski. Nowy prezes może uwiarygodnić swoje zamiary względem parku tylko w jeden sposób – tworząc raport otwarcia, w którym dokona rzetelnej oceny rządów poprzednika.
Drogi Czytelniku ! Idea cyklu „Nasze małe ambergold. GODGATE” z logicznego punktu widzenia wskazuje, że koniec kariery Godlewskiego w chorzowskim parku to koniec cyklu. Uważamy jednak, że celowym będzie kontynuowanie rozważań do wyborów parlamentarnych. Wcale nie zdziwilibyśmy się, gdyby prezesa nieudacznika jakiś partyjny kacyk umieścił na wysokim miejscu listy wyborczej. Polityczni koledzy Godlewskiego także nie próżnują i każdy dzień przynosi nam inspiracje.